2013/11/17

Rozdział Czternasty

  "Znam smak tych ust.
Jednak słowa które wypowiadają, 
Są dla mnie tajemnicą.



Znam wyraz tych oczu.
Jednak spojrzenie które z nich pada,
Jest dla mnie niezrozumiałe.



Znam ciepło tego serca.
Jednak gdy teraz mnie w nim nie ma,
Skute jest lodem obojętności."

~ Insane Breath




    Wracałam do sierocińca kiedy drogę zagrodził mi srebrny nissan, chciałam go ominąć niestety jego tył zahaczył o przednie koło motoru co skutkowało wywrotką. Leżałam na ulicy cała obolała, czułam jak po czole spływa strużka krwi, motor przygniatał mi nogę i to cholernie mnie boli. Sprawca wypadku gdzieś znikł zostawiając mnie na pustej drodze. Za chiny ludowe nie potrafiłam wyswobodzić nogi spod motoru. Nagle ktoś do mnie podbiegł, chwycił kierownicę motoru i odciągnął go ode mnie po czym pomógł mi wstać. Jęknęłam z bólu.
- Powinien obejrzeć Cię lekarz. - Powiedział chłopak z dwa trzy lata starszy ode mnie. Jest wysoki, szczupły a kiedy się o niego podparłam wyczułam jego mięśnie. Ma czarne włosy lekko opadające na oczy, mocno zarysowana szczęka, wystające kości policzkowe, pełne usta i oczy w odcieniu burzowych chmur, są piękne, stwierdzam.
- Jestem Jessika. - Wyszeptałam a ból głowy się nasilił. Przymknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Nagle poczułam jak osuwam się na ziemię na szczęście silne ręce chłopaka zdążyły mnie złapać. Jedną ręką chwycił mnie za zgięcia w kolanach a drugą rękę wsadził pod głowę, byłam w jego ramionach. - Jak się nazywasz?
- Krystian. - Jego oczy skrzyżowały się z moimi, przeszył mnie przyjemy dreszcz. Nie umiałam oderwać oczu od jego spojrzenia, takie tajemnicze a w ich cieniu kryło się lekko zauważalne zaskoczenie.
Podeszliśmy do czarnego jeepa z jasną tapicerką. Posadził mnie delikatnie na miejscu pasażera zapinając pasy, kiedy to uczynił zajął miejsce kierowcy. Obróciłam twarz w jego stronę podziwiając piękny profil. Ruszyliśmy a ja poczułam, że odpływam.

~***~

   Kiedy widziałem jak jej motor się wywraca natychmiast zatrzymałem samochód i w wampirzym tempie znalazłem się przy dziewczynie. Motor przygniótł jej nogę, a z czoła spływała krew, która mnie rozpraszała ponieważ była to rzadka grupa krwi, resztę ciała miała poharataną. Odsunąłem pojazd na bok a jej pomogłem wstać, podtrzymywała się o mnie.
- Powinien obejrzeć Cię lekarz. -Nagle poczułem jak się osuwa, szybko ją złapałem i wziąłem na ręce. Spojrzałem na nią a nasze oczy się spotkały. Poczułem jakieś napięcie elektryczne, które mnie zaskoczyło.
- Jak się nazywasz? - Spytała cichutkim zmęczonym głosem, który był delikatny dla uszu.
- Krystian. - Jej usta lekko się uniosły w bladym uśmiechu. Podeszliśmy do mojego samochodu, delikatnie posadziłem ją na siedzeniu i zapiąłem pas następnie sam zająłem miejsce przy kierownicy. Ruszyłem. Droga była pusta i oświetlona, gdzieś na niebie przelatywały kruki. Spojrzałem na dziewczynę, blada a jej policzki straciły swój różowawy kolor, ciemne włosy zlepiła krew a jej ubrania są potargane i poplamione. Zasypiała.
- Hej, nie śpij. - Powiedziałem delikatnie, otworzyła oczy w cieniutkie szparki. Błękit oczu powoli tracił blask. Przyspieszyłem przekraczając dozwoloną prędkość. Nie chciałem aby umierała. - Opowiedz mi o sobie. Co lubisz robić w wolnym czasie?
- Czytać... - Wyszeptała tak cicho, że musiałem wyostrzyć słuch aby ją usłyszeć.
- A jakie książki lubisz czytać? - Jednak odpowiedzi na to pytanie nie uzyskałem. Jessika miała zamknięte oczy a jej głowa lekko opadła, klatka piersiowa z ledwością się poruszała. Źle musiałem ocenić jej stan zdrowia, mimo że płynie w jej żyłach wampirza krew to również jest zwykłym człowiekiem.
Zatrzymałem samochód po czym obróciłem się do dziewczyny, nadgryzłem swój nadgarstek i podsunąłem go pod blade usta Azary. Musiałem przycisnąć rękę tak aby jej usta objęły mój nadgarstek a płyn spływał po jej gardle nadając jej skórze zdrowego koloru. Odsunąłem rękę która szybko się zagoiła a dziewczynie wytarłem usta z krwi. Postanowiłem zabrać ją do swojego domu.
Po zaparkowaniu razem z Jessiką na rękach wszedłem do willi idąc do swojego pokoju. Delikatnie położyłem ciemnowłosą na łóżko przykrywając ją. Na jej twarzy malował się spokój i delikatność. Pogładziłem jej policzek, który był zarumieniony. Odwróciłem się idąc do salonu, wyciągnąłem z barku szklaną szklankę i nalałem sobie whisky. Płyn przepływał przez mój przełyk zostawiając po sobie przyjemne ciepło. Po wypiciu położyłem się na sofie zamykając oczy, w razie czego wyostrzyłem słuch aby wiedzieć kiedy dziewczyna się obudzi.

~***~

   Byłam w jakiejś wiosce, która płonęła. Ludzie wrzeszczeli i uciekali we wszystkie strony aby tylko uciec przed ogromnymi płomieniami. Z zaciekawieniem rozglądałam się idąc w głąb wsi. Omijałam nadpalone ciała kobiet i mężczyzn oraz dzieci w różnym wieku. Chciało mi się płakać lecz łzy uwięzły mi w oczach, widok był smutny i przygnębiający, wszyscy ci ludzie żyli spokojnie lecz coś ten spokój zakłóciło.
Moją uwagę przyciągnął chłopiec ciągnący ciało kobiety. Strasznie się męczył ale nie poddawał się i malutkimi kroczkami posuwał się naprzód. Chłopczyk uniósł głowę spoglądając w prawą stronę, również to zrobiłam a me oczy ujrzały miedziano brązowego konia na którym siedział mężczyzna w czarnej zbroi a w ręce trzymał lśniący miecz. Przebiegł przed chłopcem rozcinając ciało kobiety na pół. Dziecko patrzyło na przepołowione ciało mamy ze łzami w oczach. Zrobiło mi się przykro, chciałam do niego podejść lecz coś mnie trzymało w miejscu nie pozwalając mi się ruszyć.
Jeździec zawrócił a jego koń gnał wprost na chłopczyka ten natomiast powoli spojrzał na niego wstając, obrócił się i pobiegł w stronę lasu. Mężczyzna widząc to zaczął się głośno śmiać po czym zawrócił oddalając się od podpalonej wioski.

~***~
  
     Obudziłam się cała roztrzęsiona. Obrazy ze snu były przerażające i tak realistyczne, że przez chwilę myślałam, że naprawdę jestem w centrum płonącej wioski.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym się znalazłam. Popielate ściany gdzie nie gdzie przyozdobione są czerwonymi, pięknymi, zawijanymi wzorkami, obrazy w złotych ramach przedstawiały czarno białe malowidła ze starych epok, bordowe meble ze złotymi uchwytami ustawione są pod ścianą z zasłoniętym oknem, szafka nocna z lampką z abażurem i łóżko z czterema rzeźbionymi kolumienkami.
Wstałam z łóżka po cichu idąc w stronę zamkniętych drzwi, uchyliłam je i wyjrzałam na korytarz spowity mrokiem. Wyszłam z pokoju idąc na palcach w stronę schodów. Wyostrzyłam zmysły nie wiedząc co  mnie może czekać. Trzymiąc się barierki schodów szłam na parter, do mych uszu nie docierał żaden dźwięk. Kiedy znalazłam się na dole zauważyłam palące się światło w salonie. Ostrożnie weszłam do pomieszczenia, w którym na czarnej sofie leżał chłopak z zamkniętymi oczami. Wydawał mi się znajomy ale nie umiałam go nigdzie wcisnąć. Podeszłam do niego, jego klatka piersiowa spokojnie unosiła się i opadała, ciemne włosy przysłaniały czoło a rzęsy rysowały długie cienie na jego policzkach. Wyciągnęłam rękę aby pogładzić jego policzek w tedy chłopak chwycił mnie za nadgarstek i otworzył oczy ukazując piękne srebrno szare tęczówki. Na ich widok dech zaparł mi w płucach. Nie mogłam nic zrobić poza wpatrywaniem się w te cudowne oczy. Nie puścił mojej ręki a od nadgarstka w górę przeszywały mnie przyjemne dreszcze. Chłopak usiadł nie przerywając kontaktu wzrokowego.
- Kim jesteś? - Wyszeptałam chyba najciszej jak mogłam.
- Krystian. - Powiedział z zachrypniętym głosem.
- Gdzie ja jestem i co ja tu w ogóle robię?
- Jesteś w moim domu a przywiozłem Cię tu ponieważ widziałem Twój wypadek i Ci pomogłem. Na szczęście nic poważnego Ci się nie stało. - Uśmiechnął się a mi serce na ten widok stanęło po czym zaczęło bić z prędkością światła.
- Dziękuję. - Po chwili zastanowienia spytałam. - Tak w ogóle, to która jest godzina?
- Dochodzi dwudziesta druga. Pewnie jesteś głodna. - I jak na wezwanie zaburczało mi w brzuchu doprowadzając mnie do zakłopotania. Kiwnęłam głową z nieśmiałym uśmiechem. Krystian wstał ciągnąc mnie za sobą w stronę kuchni, beżowo - białe ściany i czarne szafki dawały temu pomieszczeniu klasę. Usiadłam przy stole a chłopak otworzył lodówkę wyciągając jajka i mleko natomiast z szafki wyciągnął mąkę, wszystkie składniki wymieszał mikserem po czym na rozgrzanej patelni zaczął formować naleśniki. Chwilę później przede mną znajdował się talerz z naleśnikami z owocami i cukrem pudrem.
- Smacznego. - Powiedział siadając naprzeciwko mnie. Wzruszyłam ramionami biorąc się za jedzenie. Ku mojemu zdziwieniu naleśniki były pyszne. Po zjedzeniu chciałam umyć talerz ale Krystian zwinął mi go i wsadził do zmywarki.
- Dziękuję za jedzenie ale muszę się już zbierać. - Zaczęłam iść w stronę drzwi jednak po chwili coś mi przeszkodziło, nieznajomy złapał mnie za ramiona powoli odwracając w swoją stronę. Przeszły mnie przyjemne dreszcze.
- Nigdzie teraz nie pójdziesz, jest już dwudziesta trzecia trzydzieści. Jeszcze coś Ci się stanie. - Patrzyłam na niego podejrzliwie ale miał rację, na dworze jest ciemno, autobusy już nie jeżdżą i na dodatek nie wiem gdzie dokładnie jestem. Postanowiłam, że zostanę na noc a rano wrócę do sierocińca.




Nareszcie skończyłam  pisać ten rozdział :) Miałam z nim małe problemy ponieważ zaczęłam pisać, potem nie wiedziałam co mam wkleić w ten rozdział, no i na koniec przywitała mnie wena i jest to co jest - mam nadzieję, że coś fajnego. ;)
Okej teraz muszę się wziąść za drugiego bloga bo troszkę się opuściłam, przepraszam. ^,^
Czekam na Waszą opinię kochani.
Pozdrawiam, Fallen bez weny. :***

Czytasz = Komentujesz


2013/10/09

Rozdział Trzynasty

   "Zrozumieli, że idealny świat jest podróżą, nie miejscem."
~ Terry Pratchett


    Następnego ranka obudziłam się po siódmej. Ubrałam krótkie spodenki oraz kremową bluzkę z koronką na plecach. Idąc do łazienki w ręce trzymałam szczoteczkę do zębów oraz pastę, ręcznik i kosmetyczkę. Umyłam się a po tej czynności zrobiłam makijaż, nałożyłam puder, róż oraz zrobiłam sobie kreski elinerem i wytuszowałam rzęsy. Wracając do pokoju spotkałam Adama. Chłopak był oparty o ścianę i wyglądał tak jakby na kogoś czekał. Uśmiechnęłam się do niego.
- Cześć.
- Hej. Na kogo czekasz? - Ubrany był w jeansowe spodnie oraz szary t-shirt, jego włosy były ułożone w twórczy nieład.
- Na Ciebie. - Zrobiłam zdziwioną minę.
- Na mnie?
- Tak, na Ciebie. - Uśmiechnął się idąc za mną. - Pomyślałem, że nie będziesz chciała jeść sama śniadania.
- To miłe z Twojej strony. - Weszłam do pokoju a szatyn razem ze mną. Nicoli już nie było. Pewnie szwęda się gdzieś po budynku. Odłożyłam rzeczy na miejsce a w zamian wzięłam mp3, w tym czasie Adam przypatrywał się moim poczynaniom z nieodgadnioną miną.
- Jesteś inna od wszystkich ludzi. - Powiedział nagle. Odwróciłam się do niego przodem patrząc mu w oczy.
- Tak, ponieważ ja jestem jedyna w swym rodzaju. I to nie wiesz jak bardzo. - Ominęłam go wychodząc z pokoju. Jak najmocniej starałam się trzymać myśli za grubym, ceglanym murem aby chłopak znowu czegoś nie wyczuł.
W jadalni natknęłam się na tego idiotę Rafała. Od razu mnie nie zauważył ponieważ był zajęty gnębieniem jakiegoś dzieciaka, niestety jego kumpel był bardziej spostrzegawczy i wskazał mnie, ten zaś zostawił w spokoju chłopaka idąc w moją stronę. Na mej twarzy zawitał grymas. Naprawdę nie miałam ochoty się z nim użerać.
- Cześć kwiatuszku. - Jego wzrok prześlizgnął się po moim ciele. Przeszły mnie nieprzyjemne ciarki.
- Nie jestem kwiatuszkiem. - Powiedziałam sucho odchodząc od niego. On jednak kontynuował idąc za mną.
- Oj przestań malutka, nie drocz się ze mną bo nikomu to na dobre nie wyszło.
- Najwidoczniej nikt nie miał takiego charakterku jak ja. - Rzuciłam mu ostrzegawcze spojrzenie. Rafał wybuchnął głośnym śmiechem.
- Serio? Myślisz, że się Ciebie wystraszę? Błagam Cię kwiatuszku, taka drobna osóbka jak Ty nic mi nie może zrobić.
- Nie oceniaj jeśli kogoś dobrze nie znasz, bo mogą cię jeszcze zaskoczyć. - Wyszłam z jadalni a idiota stał otępiały nie wiedząc co powiedzieć. Uśmiechnęłam się pod nosem.
Po drodze do pokoju natknęłam się na panią Mayer. Kiedy mnie ujrzała jej twarz lekko się zaczerwieniła. Ubrana była w popielatą sukienkę do kolan a na to miała zarzucony szary żakiecik. Wzniosłam oczy ku niebu. Teraz zacznie się trajkotanie. Pomyślałam.
- Jessika! Gdzieś Ty była przez cały dzień!?
- A co pani do tego. To moja sprawa gdzie jestem, nie pani. - Odpowiedziałam a jej twarz zrobiła się czerwona jak pomidor.
- Jak śmiesz się do mnie tak odzywać!?
- Cóż, jaka pani dla mnie taka ja dla pani. - Ominęłam ja idąc do pokoju. Kobieta stała jak słup ze zdziwioną miną, która ani na chwilę nie złagodniała.
Weszłam do pokoju, który nadal był pusty. Spakowałam potrzebne rzeczy do podręcznej torebeczki po czym wyszłam na zewnątrz sierocińca. Tak jak wczoraj wspięłam się na drzewo przechodząc na drugą stronę. Podbiegłam do motoru siadając na nim, a po chwili jechałam w kierunku domu czarownicy.

~***~

   W posesji pani Helii zastałam Damiana czekającego na mnie. Przywitałam się, a chłopak poczęstował mnie herbatą. Usiedliśmy na karmelowej sofie odwróceni przodem do siebie.
- Co dziś będziemy robić?
- Będę tłumaczył Ci o rozwoju wampirów.
- Okej. Zamieniam się w słuch. - Chłopak zaczął mówić, a jego słowa docierały do mych uszu.
- Nie wiem jak jest u Ciebie, ale my przemienieni posiadamy kły i żywimy się krwią. Wiem, że poczułaś chęć jej skosztowania. Przypomnij sobie czy poczułaś w tedy wydłużone i lekko zaostrzone trójki? Skup się. - Pomyślałam przez chwilę zastanawiając się czy w tedy w parku coś takiego odczułam, lecz w głowie miałam kompletną pustkę. Pokręciłam przecząco głową.
- Nie przypominam sobie. - Chłopak wpatrywał się we mnie z zastanawiającą się miną.
- Hmm.. Może kły dopiero wyrosną Ci później albo kiedy skosztujesz krwi lub w ogóle Ci nie wyrosną. - Uśmiechnęłam się. Cieszyłam się, że nie mam tej zabójczej broni ale jednak gdzieś głęboko w duchu, czułam że bardzo bym chciała je mieć. Nie wiem czemu tak pomyślałam, może spowodowała to moja dwoista natura?
Damian machnął mi dłonią przed twarzą. Spojrzałam na niego mrużąc oczy i wydymając usta.
- Mówiłem, że szybkość, siła, wyostrzenie zmysłów oraz hipnoza musiały pojawić się w czasie dojrzewania, wcześniej po prostu były uśpione. Podobnie jest z magią. Chcę Cię jeszcze poinformować, że jako wampir musisz uważać na emocje, bo jeśli zgromadzisz ich zbyt wiele na raz możesz nie wytrzymać i nie wiadomo do czego mogłabyś w tedy doprowadzić.
- Okej, teraz troszkę mnie przeraziłeś. - Wpatrywałam się w niego z szeroko otwartymi oczyma. Boję się, tego co mogłabym spowodować. Mimo tego, że zazwyczaj staram się trzymać emocje na wodzy, to mimo wszystko czasami wybucham i w tedy trudno jest mnie doprowadzić do normalnego stanu.
Damian widząc moją reakcję uśmiechnął się łagodnie.
- Nie martw się, wiem że jesteś w stanie opanować swoje emocje.
- Dziękuję.

~***~

    Byłem w jednej z zamkowych komnat, ta akurat przeznaczona została na zbiór ksiąg. Pod ścianami stały duże, ciemne regały ozdobione w księgi o skórzanej oprawce ze złotymi napisami tytułów, na środku komnaty stał wielki dębowy stół oraz kilka krzeseł wokół niego.
Właśnie czekałem na gościa, który miał przyjechać z Włoch. Chodziłem po pomieszczeniu oglądając złote napisy.
Stalowe drzwi otworzyły się, a przez nie przeszedł wysoki wampir ubrany w czerń. Podszedłem do niego, przybysz delikatnie się pochylił.
- Witam Cię Krystianie w moim zamku. Jak minęła podróż?
- Dobrze Królu, choć była strasznie nudna a jedzenie było takie sobie. - Uśmiecham się. Bez ogródek przechodzę do konkretów.
- Mam do Ciebie propozycję. Chcę abyś zaprzyjaźnił się z pewną dziewczyną, a kiedy zdobędziesz jej zaufanie przyprowadzisz ją do mnie. Tylko uważaj bo dziewczyna jest hybrydą wampira i czarownicy, również jej przyjaciel jest taki jak my a przyjaciółka to wiedźma. - Spoglądam na wampira, który na ludzkie lata jest niewiele starszy od mojej córki. Jego oblicze jest spokojne i opanowane, patrzę mu prosto w oczy, które zmieniły kolor z szarego na czarne. Zadziwiające, myślę. - Więc jak, przyjmujesz zadanie? - Chłopak się przez chwilę zastanawia.
- Przyjmę je, tylko muszę wiedzieć jak ta dziewczyna wygląda. - Podaję mu zdjęcie nastolatki, przygląda się jej a jego oczy stały się czerwone. Oddaje mi zdjęcie.
- Możesz już wyjść, rozmowa się skończyła. - Skinął głową po czym wyszedł z komnaty. Wampir jest bardzo intrygujący, czuję od niego coś innego tylko nie wiem co, jeszcze jego oczy pierwszy raz coś takiego widzę.
Idę do swojej komnaty sprawdzić pocztę mejlową. Podchodzę do komputera i otwieram wiadomości. Will wysłał mi 
dane przyjaciół Azary. Po przestudjowaniu ich wyłączam urządzenie.

~***~

     Razem z Damianem siedzę u siebie w pokoju, Jessika już dawno pojechała do domu dziecka. Zastanawiam się nad jedną sprawą.
- Coś mi nie pasuje w policjancie Fireduct. - Myślę na głos.
- Muszę przyznać, że mi on również nie pasuje. Coś jest z nim nie tak.
- To może sprawdzimy to? J Pytam z entuzjazmem.
- Spoko. - Razem idziemy na strych. Tam szykuję potrzebne rzeczy do zaklęcia, szklaną misę z wodą oraz białe świece. Kucam przy misce zapalając świece, mruczę zaklęcie poznania prawdziwego oblicza. Na tafli wody ukazuje się twarz mężczyzny, po chwili obraz się zmienia jednak twarz faceta jest ta sama tylko z malutkimi detalami, jego zęby były dłuższe i zaoszczone, na twarzy wystąpiły malutkie cienkie żyłki. Zgasiłam świece używając swojego żywiołu. Spojrzałam na Damiana, który był lekko zdziwiony. - Teraz już wiem co mi w nim nie pasowało. - Mówię. Chłopak tuli mnie mocno a ja w jego ramionach czuję się bezpieczna i na swoim miejscu. Całuję go delikatnie i przeciągle, czuję motylki w brzuchu. Jestem szczęśliwa.




Witam Was moi kochani:) Dawno mnie tu nie było ale już jestem i mam dla Was ten rozdział. :D
Co o nim myślicie? Mi osobiście się podoba (ah ta moja skromność :P).
Niestety ten miesiąc mam zawalony nauką bo jeżdżę do Gliwic na kursy i muszę wcześnie wstawać a w domu jestem późnym popołudniem. :/ No nic bywa.
Pozdrawiam moich czytelników :***

2013/09/25

Rozdział Dwunasty

"Dlatego, że nie znajdujemy, czego szukamy, nie powinniśmy rezygnować z szukania tego, co znaleźć możemy."
~ Gottfried Wilhelm Leibniz

  


  Od razu po wyjściu z zamku udałem się w dwudniową podróż powrotną. Miałem na chwilę obecną jeden priorytet, dowiedzieć się jak najwięcej o dwójce dzieciaków. Z młodą czarownicą mogą być problemy ponieważ wielu czarodziei zmieniło nazwiska, natomiast wampir to będzie pestka. Wyszukam go w "archiwach wampirów", gdzie znajdują się dwie godziny konną od zamku.
Kiedy dojechałem na miejsce mym oczom ukazał się ogromny budynek z czerwonej cegły. Otwarłem metalowe drzwi, na których widniał złoty napis "Muzeum starych rzeczy". W pierwszym pomieszczeniu do jakiego wszedłem znajdowały się stare samochody, którymi kiedyś jeździłem. Na mych ustach zawitał uśmiech na dawne wspomnienia. Niestety strasznie się spieszyłem i nie było mi dane wspominać dawne czasy.
Zanim doszedłem do windy musiałem minąć kilka pomieszczeń. Zjechałem do podziemi. Wysiadając z windy zatrzymał mnie strażnik.
- Dokumenty proszę. - Powiedział bez emocji wysoki i szczupły wampir z brązowymi włosami postawionymi na żelu. Wyciągnąłem potrzebny dokument od Króla z uprawnieniem do tego miejsca. - Możesz wejść. - Schowałem dokument idąc wzdłuż ciemnego korytarza. Otworzyłem wielkie drzwi wchodząc do ogromnego pomieszczenia z tysiącami regałów na których poukładane było milion ksiąg. Każda księga była przypisana jednemu wampirowi.  Chodziłem między regałami w poszukiwaniu litery "D". Długo nie wytrzymałem ludzkiego chodu to też postanowiłem użyć szybkości, która zmniejszyła mój czas. Po chwili stałem przed regałem w poszukiwaniu Damiana Raivicka. Kiedy już znalazłem księgę poświęconą jego osobie, przysiadłem w kącie, gdzie stało pojedyncze krzesło. Przejrzałem jego historię, został przemieniony w 1507 roku przez niejaką Margaret Sparks. Po przemianie porzuciła go nie tłumacząc nic o życiu wampira. Przez kilkanaście wieków żył narcystycznie, nie wychylając głowy poza własny czubek nosa. W 1517 roku jego czyny zmieniły się o 180 stopni, pomagał innym, zmienił środowisko szlacheckie na środowisko niższego pokroju. Wszystko przez jedną dziewczynę, którą w tym roku poznał. Po jej śmierci strasznie się załamał i był bliski wygłodzeniu, z niewiadomych przyczyn jego stan strasznie się poprawił. W 1996 roku zaszył się gdzieś przed rządami Króla, nikt nie potrafił określić jego miejsca przebywania.
Na tym skończyło się moje przeszukiwanie na jego temat. Odłożyłem zakurzoną księgę i wyszedłem.
Przed budynkiem wsiadłem na konia jadąc w stronę wschodu.
   Wszedłem do komisariatu i udałem się do swojego gabinetu. Usiadłem przed komputerem wchodząc do kartotek. Wpisałem dane czarownicy, na ekranie wyświetliło się zdjęcie nastolatki. Myszką zjechałem niżej na informacje.
Urodzona 16 maja 1996 roku w Katowicach. Ojciec nieznany, matka zmarła przy porodzie, prawowity opiekun Helia Centric.... - Hm. To nazwisko, chyba kiedyś już słyszałem.
Wpisałem imię tej kobiety w prywatnym oprogramowaniu. Wyskoczyły mi jej dane, czarownica z Plemienia Szeptu. Nauczycielka magii, najlepsza w dziedzinie zielarstwa. Brała udział w bitwie o wolność buntowników z powodzeniem...
Nareszcie mam to czego szukałem. Wyłączyłem komputer i wyszedłem z gabinetu.

~***~
  
  - Wiem, że tu jesteś Isztar, czuję Twoją energię. - Przechadzałem się po swojej sypialni. Ogromne łoże z rubinową pościelą, ciemne meble w gotyckim stylu, paryski dywan, kamienne ściany, na których wisiały obrazy znanych malarzy i portret samego Władcy siedzącego na czarnym koniu.
Stanąłem i przyjrzałem się srebrzystej poświacie unoszącej się metr nad ziemią. Biła od niej delikatność, dobroć oraz bezradność. Uśmiechnąłem się.
- Witaj moja droga.
Od dawna nią już nie jestem. Usłyszałem w głowie dobrze mi znany głos.
- Masz rację. Teraz nią jest ktoś inny.
Nie waż się jej tknąć! Usłyszałem groźbę w jej głosie.
- Powiedz, co Ty mi możesz zrobić? Nic, absolutnie nic. Jesteś duchem, zjawą która nic nie potrafi. Jedyne co umiesz to to, że pojawiasz się w moim zamku. Mogłabyś sobie tego darować. Po co Ty w ogóle tutaj przychodzisz?
Chcę wiedzieć do czego zmierzasz. - Zastanowiłem się przez chwilę nie spuszczając wzroku z ducha.
- A może Ty przychodzisz tu z innych względów? Przyznaj się, mój widok cieszy Twe oko i dlatego nie chcesz mnie zostawić w spokoju. Stęskniłaś się za mną.
Bzdura! Jestem tu tylko i wyłącznie dla Azary. Nie chcę byś zrobił jej krzywdę. - Srebrzysta postać znikła zostawiając mnie samego. Położyłem się i zasnąłem.

~***~

  Usiadłam w salonie mojej przyjaciółki przyglądając się pani Helii. Stała z zapalniczką przede mną.
- Spróbuj przejąć płomień zapalniczki tak aby palił się na Twojej dłoni. Odczujesz tylko przyjemne ciepło, które nie sparzy Twojej skóry. Skup się na płomieniu i siłą woli umieść go na wewnętrznej stronie dłoni. Musisz tylko wyciągnąć rękę i chwycić płomień resztą zajmie się Twoja magia. - Zrobiłam tak jak mi kobieta powiedziała. Skupiłam całą uwagę i magię na płomieniu, wyciągnęłam rękę i powoli zbliżyłam ją do zapalonej zapalniczki. Poczułam bijące od niej ciepło, lecz kiedy zamknęłam dłoń chowając w niej płomień nie czułam żadnego bólu. Odczułam przepływ magii idący od serca w stronę wyciągniętej dłoni. Odsunęłam ją powoli otwierając dłoń, mym oczom ukazał się tańczący na mej dłoni płomyk, był malutki i bardzo jasny. Po chwili zgasł. Zrobiłam zawiedzioną minę.
- Nie martw się, to i tak wiele dziś zrobiłaś. Wielu innych czarodziei wychodzi to dopiero po kilku próbach, a Tobie się udało za pierwszym razem dojść do pierwszego stopnia. - Uśmiechnęła się. Podała mi zapalniczkę, którą schowałam do torby. - Ćwicz a zajdziesz daleko. Zapamiętaj to. - Do pokoju weszli Kinga i Damian z herbatą. Usiedli obok mnie a babcia Kyli natomiast na fotelu. Upiłam łyk gorącej herbaty owocowej tak aby nie sparzyć sobie języka. Siedziałam w tym rodzinnym gronie przez godzinę niestety musiałam wracać do domu dziecka.
Wzięłam kluczyki i kask, pożegnałam się z bliskimi i odjechałam.
W placówce starałam się iść jak najciszej (na szczęście miałam to w naturze). Niepostrzeżenie weszłam do swojego pokoju kładąc się do łóżka.




Wreszcie napisałam ten rozdział. :) Długo nie potrafiłam wymyślić scenografii, aż w końcu postanowiłam wcielić w życie te wątki. :>
Mam nadzieję, że rozdział przypadł Wam do gustu. Liczę na Wasze szczere opinie. 
Pozdrawiam i życzę miłego czytania. :**

Czytasz = Komentujesz


2013/09/11

Rozdział Jedenasty

"Nigdzie człowiek nie znajdzie przyjemnego, spokojnego miejsca, bo nie ma takiego miejsca na świecie. Możesz się łudzić, że gdzieś taki kąt jest, ale jeżeli tam wreszcie dotrzesz, ktoś wśliźnie się korzystając z chwili twojej nieuwagi i wypisze ci na ścianie tuż pod nosem jakieś plugastwo."
~ Jerome David Salinger




       Wysiadając z auta ujrzałam ponury budynek. Zewnętrzny wygląd podniszczyła pogoda. Widok był przygnębiający. Ogromny ogród na którym był niewielki zniszczony plac zabaw (o ile można to było nazwać placem zabaw). Dwie huśtawki, które nie były w dobrym stanie, mała zjeżdżalnia z brakującymi szczeblami oraz niewielka piaskownica, gdzie prawie nie było piasku.
Z ponurą miną szłam za babą bez serca, jak to ją nazwała pani Helia. Otworzyła podwójne drzwi wchodząc pierwsza. W milczeniu szła wzdłuż ciemnego korytarza, który przypomniał mi o zdarzeniu w klubie Delia.
Nagle kobieta się zatrzymała. Zauważyłam  siedzącego pod ścianą chłopaka czytającego książkę.
- Co Ty tu robisz o tej porze?! Dawno powinieneś być w swoim pokoju! - Powiedziała władczym głosem. Ta jędza zaczyna mnie denerwować. O tak wczesnej porze każe nam być już w pokojach. Niedoczekanie.
Chłopak uniósł twarz patrząc na mnie. Jego usta wygięły się w łuk. Wstał i bez słowa wszedł do jednego z wielu pokoi. Nie zdążyłam się mu nawet przyjrzeć.
- To jest Twój pokój. - Powiedziała beznamiętnym głosem.
Weszłam do środka zamykając drzwi. Pokój był niewielki o brudnych żółtych ścianach. Na przeciwko drzwi były okna, natomiast po lewej stronie stały dwa łóżka przy których były szafki nocne. Po prawej zaś stronie stały meble na ubrania i rzeczy. Żadnego telewizora czy radia. Masakra.
Do pokoju weszła dziewczyna z różowymi kręconymi włosami z kolczykiem w wardze i w nosie. Średniego wzrostu, chuda, ubrana była w czarne rurki, glany i ciemną bluzę z czaszkami. Na mój widok.stanęła jak słup.
- Cześć. - powiedziałam od niechcenia przerywając ciszę. Dziewczyna dopiero teraz się otrząsnęła przybliżając się do mnie.
- Hej. Jestem Nicol a Ty? - Powiedziała z entuzjazmem o jaki bym jej nie podejrzewała. Ale jak to mówią, nie oceniaj książki po okładce.
- Jessika. Które łóżko jest wolne?
- Te pod oknem. Mi za bardzo przeszkadzało światło księżyca więc wybrałam te. - Skoczyła na łóżko, które było bliżej drzwi. Wzruszyłam ramionami kładąc torbę na łóżko. Podeszłam do okna przyglądając się księżycowi w pełni. Od dziecka przyglądałam się niebu pod osłoną nocy. Lubiłam oglądać migające gwiazdy w świetle księżyca, ich konstrukcję i spadające gwiazdy. Odwróciłam się do Nicol.
- Pokazałabyś mi drogę do łazienki?
- Jasne. - Wyszła na korytarz. - Na końcu korytarza są łazienki. - uśmiechnęła się wchodząc do pokoju. Podeszła do półki biorąc mp3, po czym położyła się na łóżku. Wzięłam szczoteczkę, ręcznik oraz piżamę. Tak jak mówiła Nicol łazienki znajdowały się na samym końcu korytarza. Weszłam do damskiej rozglądając się. Cztery kabiny prysznicowe, cztery umywalki nad którymi wisiały lustra oraz cztery kabiny do załatwiania się. Cała łazienka była w niebieskich kafelkach, które miały już po kilka lat. Wzięłam prysznic, umyłam zęby i ubrałam krótkie spodenki od piżamy oraz zwykłą luźną koszulkę. Wyszłam z łazienki z ręcznikiem na głowie. Idąc w stronę pokoju potknęłam się o coś.
- Przepraszam. - Powiedział chłopak, którego już widziałam. Był o głowę wyższy ode mnie, miał piwne oczy, nie wyglądał na silnego ale również nie przypominał chucherka. - Jestem Adam. - powiedział szatyn.
- Jessika. - usłyszałam czyjeś kroki zbliżające się do nas. O nie to ta zołza się zbliża. Pomyślałam. Adam się uśmiechnął patrząc na mnie.
- Chyba musimy wracać do pokoi, bo jak "zołza" nas zobaczy to od razu mamy karę. - uśmiechnął się idąc do swojego pokoju, który był niedaleko mojego. Dziwnie się poczułam kiedy wypowiedział słowo "zołza" i to chwilę po tym jak ją tak nazwałam w myślach. Długo nie myślałam ponieważ kroki były coraz bliżej. Z prędkością wampira podbiegłam do drzwi swojego pokoju. Kiedy je zamknęłam usłyszałam panią Mayer jak przechodziła obok pokoju. Westchnęłam z ulgą. Nie miałam ochoty na konfrontację tego wieczoru. Położyłam się na łóżku osłaniając całe ciało kołdrą. Spojrzałam na łóżko Nicol skąd dochodziło cichutkie chrapanie. Odwróciłam się w stronę okna, gdzie światło księżyca padało na moją twarz. Zamknęłam oczy a po chwili odpłynęłam do krainy snów.
   Następnego dnia obudziłam się o wschodzie słońca. Ubrałam legginsy o motywie galaxy, czarną bokserkę oraz czarne conversy. Po porannej toalecie poszłam do jadalni. Duże pomieszczenie z rozstawionymi stołami i krzesłami było prawie puste. Po prawej stronie można było podejść do okienka i zabrać stamtąd jedzenie. Na talerzyk nałożyłam sobie dwie kanapki z serem oraz szklankę herbaty. Usiadłam do jednego z pustych stolików. Zajadając kanapkę przysiadł się do mnie szatyn.
- Cześć.
- Hej. - odpowiedziałam obojętnie. Adam patrzył prosto w moje oczy. Troszkę dziwnie się poczułam, kiedy jego piękne piwne oczy wpatrywały się we mnie i jeszcze ten jego uśmieszek który mnie irytuje, taki pewny siebie i wszystko wiedzący. - Coś nie tak? Może mam coś na twarzy?
- Nie, nie masz. Po prostu nie wiedziałem, że podobają Ci się moje oczy.
- Ale skąd Ty...
- Patrzcie jaki śliczny nowy okaz się trafił. Cześć maleńka, mam nadzieję, że ten dziwak Cię nie wystraszył. - przysiadł się do mnie wysoki brunet, lekko przypakowany w dresie, obejmując mnie ramieniem. Przewróciłam oczami odwracając się do niego. - Rafał jestem a Ty kwiatuszku?
- Jessika, bałwanie. - strzepnęłam jego rękę wstając, rzuciłam porozumiewawcze spojrzenie Adamowi, który również stanął podchodząc do mnie. - A i nie mów do mnie kwiatuszku. - powiedziałam odchodząc. Nie lubię takich chłopaków, którzy u dziewczyn widzą tylko powierzchowność. Bo przecież wygląd to nie wszystko, ważne jest to co jest ukryte w nas i tylko nieliczni to odkrywają.
- On Ci nie da spokoju.
- Nie będzie miał okazji by mnie znowu zobaczyć.
- Co planujesz?
- Nie wiesz? Zdawało mi się, że Ty wszystko wiesz.
- Wszystkiego nie wiem. - spojrzał na mnie wyczekująco.
- Dobra powiem Ci. Po prostu nie będzie mnie tutaj w czasie dnia, mam plany z przyjaciółmi.
- Wiesz, że i tak nie wyjdziesz poza granice tej placówki? Ona na to nie pozwala.
- Ale mi się uda ponieważ jestem inna. - weszłam do swojego pokoju zostawiając Adama. Wzięłam kluczyki od motoru i wyskoczyłam przez okno. Z prędkością wampira przemierzyłam odległość do bramy. Rozejrzałam się aby znaleźć coś co by mi pomogło w przedostaniu się na drugą stronę. Zauważyłam ogromne drzewo, w którym gałęzie zwisały na drugą stronę muru. Wspięłam się na nie i przeskoczyłam na drugą stronę. Zaczęłam biec w kierunku z którego wczoraj przyjechałam.

~***~

      Stałam w ogrodzie pani Heli czekając na Damiana. Babcia mojej przyjaciółki powiedziała mi, że pozwoliła mu na to aby to on zaczął dzisiejsze lekcje, niestety troszkę się spóźnia a to tylko dlatego, że musi "naładować akumulator". Byłam sama na posesji ponieważ Kinga i pani Helia poszły do sklepu. Postanowiłam usiąść pod jabłonią. Chwilę później przez furtkę wszedł wampir.
- Cześć. Gotowy do nauczania mój nauczycielu? - powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
- Oczywiście, ale najpierw chciałbym Cię przeprosić za wczoraj. Nie powinienem tak Cię wyrzucać. No bo niby któż inny mógłby mnie lepiej zrozumieć niż Ty?
- Nie przejmuj się. Ja pewnie też bym tak zrobiła. Możemy już zacząć?
- Widzę, że ktoś nie umie się doczekać. - uśmiechnął się. - Dzisiaj poćwiczymy samoobronę. - no i doczekałam się okropnej lekcji. Liczyłam na to, że samoobronę zaczniemy duuużo później.
- W samoobronie jak i w atakowaniu najważniejszym elementem jest szybkość i spryt. Trzeba przewidzieć każdy krok przeciwnika. Pomocne są przy tym wyostrzone zmysły. Spróbuj przewidzieć mój ruch. - kiwnęłam głową. Uważnie przyglądałam się Damianowi, przy okazji wyostrzając wszystkie zmysły. Stał spokojnie dopóki nie zauważyłam małego ruchu jego mięśni świadczące o tym, że zamierza mnie zaatakować. Chłopak Kyli rzucił się na mnie, w ostatniej chwili odskoczyłam a chłopak wylądował na pniu jabłoni. Otrząsnął się i obrócił w moją stronę. - Dobrze. Masz świetną szybkość. Teraz mi pokaż co byś zrobiła gdyby doszło do rękoczynu, nie martw się mnie zranić, nic mi nie będzie. A i nie używaj magii, tylko siły. - Wampir złapał mnie za ręce. Jego chwyt był mocny. Szarpałam się ale na próżno, w końcu postanowiłam, że prześlizgnę się pod jego nogami ciągnąc go za sobą. Musiałam włożyć w to dużo siły, ale efekt mi się udał. Damian nie przechytrzył siły grawitacji i upadł twarzą do ziemi. Wygięłam jego ręce siadając na nim okrakiem, próbował się uwolnić co skutkowało zwiększeniem mojej siły. Przez chwilę go tak trzymałam, ale po dłuższym czasie znudziło mnie to i go puściłam. Damian wstał patrząc na mnie z zadowoleniem. - Świetnie wykorzystałaś przeciwko mnie grawitację.
- Główka pracuje. - powiedziałam śmiejąc się. W tedy wampir przygwoździł mnie do drzewa lekko podnosząc za szyję, natomiast drugą ręką przytrzymywał mi nadgarstki.
- Nigdy nie trać czujności, bo to może doprowadzić Cię do śmierci. - powiedział bardzo poważnie patrząc mi w oczy, po czym mnie puścił. - Chcesz się może napić herbaty, bo ja tak. - odwrócił się idą w stronę domu. Ja natomiast stałam i patrzyłam na niego z jedną myślą. W końcu nie mogłam się powstrzymać i musiałam to zrobić. Jak najciszej podbiegłam do niego, wskoczyłam na plecy i skręciłam kark. - To za to, że prawie mnie udusiłeś. - powiedziałam do leżącego ciała chłopaka mojej przyjaciółki. Weszłam do domu i usiadłam na sofie w salonie włączając telewizor. Po chwili do domu weszła Kinga oraz starsza czarownica.
- Gdzie Damian? - spytała przyjaciółka.
- Za domem.
- Co on tam robi sam?
- Leży. - Pani Helia spojrzała na mnie podejrzliwie. Kyla natomiast pobiegła w stronę ogrodu, ja i babcia poszłyśmy za nią. Kiedy zobaczyła swojego chłopaka leżącego na trawie, pisnęła. Pani Helia spojrzała na mnie z niedowierzaniem w oczach i leciutkim uśmiechem na twarzy.
- Co się stało?! - zawołała czarownica.
- Nic, uczył mnie jak walczyć. - Uśmiechnęłam się niewinnie.Zauważyłam, że chłopak się poruszył, a po chwili stał już na nogach. Kyla go przytuliła po czym odwróciła się w stronę domu idąc do drzwi. Podeszłam do Damiana mówiąc mu.
- Czujność przede wszystkim mój drogi.



Rozdział dedykuję Sonii Salvatore ze wspaniałego bloga Shadoow Hills :)
Proszę, pierwsza lekcja samoobrony Jess. Jak na razie tylko tyle zdołałam nabazgrać, ale mam nadzieję, że kolejna lekcja będzie w lepszym stanie. :D
Eh.. Jeśli chodzi o notkę to nie mogłam się powstrzymać od dodania jej dzisiaj. ^.^ Niestety nie wiem kiedy pojawi się kolejny rozdział ponieważ mam blokadę twórczą. :/  Zapewne zawiniła szkoła i praktyki. :( No cóż mam nadzieję, że szybko powróci mi wena i zdołam coś stworzyć.
Pozdrawiam Was kochani. :*

Czytasz = Komentujesz !!!

2013/09/08

Rozdział Dziesiąty

"Nosisz przeszłość w sobie, ciągniesz ją za sobą na grubym, niezniszczalnym łańcuchu bez względu na to, jak daleko w przyszłość patrzysz. Przez długi czas możesz ją ignorować, ale nie możesz od niej uciec."

~Nora Roberts





     Chciałem pobyć sam z moją przeszłością. Nikomu o niej nie mówiłem, nawet Kyli, a jej się zwierzyłem. Słuchała mnie z uwagą, a kiedy mówiłem o zabójstwie Verny na jej twarzy pojawił się smutek i ból. Chciała mnie dotknąć.a ja ją wyrzuciłem z pokoju.
Miałem co do tego prawo. Nie chciałem by ktoś mi współczuł i starał się pocieszyć. Pogodziłem się z tym, kiedy minął wiek. Powoli starałem się zapomnieć o tym zdarzeniu, lecz moja pamięć robiła mi figle, przypominała mi o śmieci Verny w najmniej odpowiednich chwilach.
A może to oznacza, że jednak się z tym nie pogodziłem? No bo w końcu mogłem coś zrobić, ale nie ja wolałem się ukryć. Chociaż jakbym wyszedł też bym zginął. No bo ja, dopiero wampirze niemowlę pokonałoby dorosłe wampiry?
Wątpię.
Dzięki tej czarownicy zmieniłem się. Przez całe swoje ludzkie życie byłem narcystyczny, a kiedy stałem się wampirem manipulowałem każdym. Żyłem w wygodzie nie przejmując się czyimś losem. Ale kiedy ją poznałem dowiedziałem się jak okropne były moje czyny. Dzięki niej chciałem być dobry. Starałem się pomagać innym nie patrząc czy się zranię. Dzięki genom wampira szybko się regenerowałem. Nie wysługiwałem się już ludźmi. Żyłem tak dopóki władzy nie przejął ON. Potężny wampir łaknący władzy i krwi. Zabijał tych, którzy się mu sprzeciwili. Postanowiłem się ukryć chcąc zostać przy życiu nie wstępując do jego szeregów. Dowiedziałem się również, że narodziła się nadzieja na naszą wolność. Dziewczynka, która posiadała wielką moc. Przez siedemnaście lat starałem się ją odnaleźć, aż w końcu spotkałem ją w towarzystwie czarownicy. Odnalazłem jej dom i zapukałem. Otwarła mi przepiękna dziewczyna z cudownym uśmiechem na twarzy. Nie potrafiłem oderwać wzroku od jej oczu, które skojarzyły mi się ze szmaragdami. Po dłuższej chwili jej uśmiech zbladł a oczy się rozszerzyły. Nie wystraszyła się mnie tylko zdziwiła.
- Czego chcesz pijawko? - Powiedziała sucho.
- Chciałem z Tobą porozmawiać.
- Nie mamy o czym. - odparła nie zmieniając tonu swojego pięknego głosu.
- A mi się wydaje, że mamy. Twoja przyjaciółka jest bardzo cenna. - Cofnęła się lekko oszołomiona. Kiwnęła głową żebym wszedł. Przekraczając próg poczułem się tak jakbym wszedł w sam środek trąby powietrznej. Wyraz mojej twarzy musiał ją rozbawić, bo uśmiech znów zawitał na jej twarzy.
- Co to było?
- Zaklęcie. Więc, mów o czym chciałeś ze mną rozmawiać? - Stała z założonymi rękami przyglądając się mi. Westchnąłem.
- Nazywam się Damian Raivick. Wiem, że Twoja przyjacióła jest pół wampirem pół czarownicą. Nie chcę jej skrzywdzić wręcz przeciwnie, chcę ją chronić i szkolić. Mam dość zabijania przez Władcę i jego ludzi, a ona jest naszą jedyną szansą na to aby wszystko wróciło do dawnej normy. - patrzyłem na nią nie wiedząc jak zareaguje. Opuściła ręce i lekko się nachyliła do mnie.
- Zaufam Ci, ale tylko dlatego, że zawsze polegam na swojej intuicji. Jeszcze nigdy mnie nie zawiodła. Jeśli chodzi o moją przyjaciółkę to masz racje, tylko że ona nie ma pojęcia kim jest. Myśli, że wampiry i czarownice to postacie fikcyjne z książek i filmów. Jej przybrani rodzice nie powiedzieli jej prawdy. Mówią, że jeszcze jest czas, ale ja uważam inaczej. Niestety obiecałam im, że nic jej nie powiem. - Przerwała łapiąc oddech. - Ty również masz jej nic nie mówić. Przysięgnij na Boginię Hekate.
- Przysięgam na Boginię Hekate, że nic nie powiem o przeznaczeniu tej dziewczyny nikomu dopuki nie będzie to konieczne. - skończyłem recytować przysięgę, kiedy do salonu weszła starsza kobieta z podejrzliwym wzrokiem.
- Kyla kto to jest i czemu go tu wpuściłaś?
- Babciu to jest Damian Raivick. Jest pokojowo nastawiony. - Starsza czarownica nie spuszczała ze mnie wzroku. - Chce nam pomóc. Gdyby miał złe zamiary zaklęcie by go stąd zdmuchnęło. Po za tym intuicja mi mówi, że można mu zaufać.
- Chłopcze masz, gdzie nocować? - zaskoczyła mnie tym pytaniem. Nadal była podejrzliwa i podchodziła do mnie z dystansem.
- Nie, nie mam. - odparłem.
-  W takim razie zajmiesz nasz pokój gościnny na piętrze. Jeśli zrobisz coś co zagrozi nam śmiercią, zginiesz. - Starsza pani odwróciła się idąc do kuchni.
- Heh. Nie przejmuj się jej groźbą. Chodź pokażę Ci twój pokój. - Nie miałem zamiaru ulotnić tej groźby. Chciałem dożyć dnia kiedy Władca polegnie.
   Eh, wspomnienia. Piękna rzecz, która ma też ciemne strony. Jednak nigdy nie zapomnę tego spotkania z Kylą. W tedy coś do niej poczułem. Starałem się by mnie również pokochała. Dzięki tym staraniom doszłem do tego co jest teraz. Czyli szczęśliwie zakochana para.

 ~***~

      Zdziwiłam się reakcją Damiana. Widziałam ból i tęsknotę w jego oczach. Chciałam go jakoś pocieszyć a on mnie wyrzucił z pokoju. Musiałam z nim porozmawiać, ale dopiero jutro. Kiedy się uspokoi i dojdzie do siebie. Potrzebuje tylko czasu.
Usłyszałam nieznajomy głos na dole. Powoli schodziłam ze schodów. Ujrzałam wysoką szatynkę. Rozmawiała z panią Helią. Wyostrzyłam słuch.
- Jak już mówiłam, Jessika będzie musiała trafić do domu dziecka. Pani nie jest jej krewną, dlatego nie może tu zostać.
- Ale jestem jedyną osobą, której ona ufa i dobrze zna.
- Może i tak ale prawo nakazuje mi ją zabrać z tego domu.
- Pani jest bez serca. - Powiedziała babcia Kingi.
- Nie skomentuję tego. A teraz chciałabym zobaczyć Jessikę. - poczułam dłoń na ramieniu. Moja przyjaciółka również musiała usłyszeć ich głosy. Westchnęłam wstając ze schodów. Zeszłam na dół z uniesioną głową.
- Dobry wieczór. - przywitałam się.
- Czy dobry to się jeszcze okaże.
- Dla mnie był dobry dopuki pani się nie pojawiła. - powiedziałam niezbyt mile, patrząc na szatynkę wyzywająco. Przez jej twarz przebiegło oburzenie. Podeszła do mnie pani Helia kładąc dłoń na moim ramieniu. Nie wiem czemu wszyscy się uwzieli na ten gest.
- Pani Mayer to jest Jessika Hold.
- Spakuj swoje rzeczy, zabieram Cię do domu dziecka. - Powiedziała sucho. Odwróciłam się do starszej kobiety z bladym uśmiechem. Wchodząc po schodach pociągnęłam za sobą Kylę. Weszłam do jej pokoju.
- Wszystko słyszałaś?
- Tak. I tak między nami mogłaś jej bardziej dowalić. - czarownica się uśmiechnęła. - Chodź pomogę Ci się spakować. Dam Ci kilka swoich ciuchów. - objęłam ją serdecznym uściskiem. Kinga spakowała kilka swoich ubrań do niewielkiej torby. Byłam jej za to bardzo wdzięczna. Przy schodach podała mi torbę. Nie zamierzałam się z nią żegnać bo to nie jest jeszcze koniec naszej znajomości.
- Do jutra. - powiedziałam z uśmiechem na twarzy. Odwróciłam się schodzac po schodach. Podeszłam do starej czarownicy.
- Widzimy się jutro na następnej lekcji. - wyszeptałam tak, że tylko pani Helia mnie usłyszała. Podeszłam do niemiłej pani dając jej znać, że jestem gotowa. Wyszła bez słowa kierując się w stronę srebrnego peugeota. Poszłam za nią zajmując miejsce obok kierowcy.
- O nie, siedzisz z tyłu. - spojrzałam na nią zaskoczona. Od samego początku ta baba mi się nie podobała. Oj dam jej popalić.
Usiadłam z tyłu przyglądając się domkom.


Co sądzicie o tym rozdziale? Mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Czytasz = Komentujesz. :D
Pozdrawiam. :*

2013/09/04

Rozdział Dziewiąty

"Nie staraj się tak za wszelką cenę być silny.  Siła odgradza nas od innych ludzi."
~Wiesław Myśliwski.



    Siedziałam z Kingą zajadając kanapki z nutellą. Oglądałyśmy powtórki seriali i rozmawiałyśmy ze sobą.
- I co teraz będzie z Tobą? - spytała przyjaciółka.
- Nie wiem.
- Bądźmy realistkami. Obawiam się, że mogą Cię zabrać do domu dziecka.
- Ale ja nie chcę. Wolę być u was. - patrzyłam w zielone oczy Kyli.
- Ja wiem. Też bym chciała żebyś była u nas. - położyła mi dłoń na ramieniu starając się dodać mi otuchy. Uśmiechnęłam się krzywo. Usłyszałam trzask zamykanych drzwi. Do salonu wszedł Damian z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Chyba nigdy nie przywyknę do tego czaru. - Obie spojrzałyśmy na niego. Włosy, które urosły za sprawą genów wampira, były rozwiane, jasna cera i niebieskie oczy, w których widać było podniecenie.
- Oho. Chyba coś się szykuje. Czuję to. - powiedziała czarownica.
- Co takiego?
- Zaraz się dowiemy. - Chłopak wyszczerzył zęby w wielkim uśmiechu.
- Mam dla Ciebie niespodziankę. - słowa skierował w moją stronę. - Stoi na zewnątrz. - spojrzałam na przyjaciółkę podejrzliwie. Czarownica uniosła ręce w obronnym geście.
- Ja nie mam z tym nic wspólnego. Sama jestem ciekawa co to może być. - We trójkę wyszliśmy przed dom. A to co tam ujrzałam wywołało na mojej twarzy ogromny uśmiech. Niebieski lakier lśnił w promieniach słońca.
- Tylko on przetrwał. Znalazłem go przed domem w takim oto stanie. - Poruszał rękami tak jak w telemarketach prezentują sprzęt, by jacyś naiwniacy go kupili.
- Co robiłeś w jej domu? - Spytała Kinga.
- Nic. Chciałem się rozejrzeć. - Dalej ich już nie słuchałam. Podeszłam do motoru gładząc go dłonią.
- Gdzie kluczyki i kask? - spytałam odwracając się do wampira.
- Łap. - Z zręcznością wampira złapałam złoty kask. W środku były przywiązane kluczyki.
- Nie wiedziałam, że mam taki brelok.
- Mały prezent ode mnie. - Uśmiechnęłam się. Brelok przedstawiał usta zabarwione wściekłym czerwonym kolorem, z których wystawają dwa białe wampirze kły. Zmiękło mi serce z tego prezentu.
- Dziękuję. - założyłam kask, po czym odpaliłam maszynę, zostawiając za sobą przyjaciół. Dzięki tej przejażdżce mogłam zapomnieć na chwilę o wszystkich moich problemach. Wsłuchałam się w znany dźwięk silnika.

 ~***~

        Tymczasem na zamku.

   Odwróciłem się a peleryna zaszeleściła i opadła miękko na plecy.
Stałem w sali tronowej obmyślając nowy plan, kiedy mi bezczelnie przerwano.
Przez ogromne, łukowate drzwi o nierównej powierzchni wszedł Will. Stanął kilka kroków ode mnie, po czym przyklęknął na jedno kolano, pochylając głowę.
- Panie. - spojrzałem na niego z góry.
- Możesz wstać. Teraz mów, czego się dowiedziałeś.
- Jestem pewny, że to ta dziewczyna. Niestety wie kim jest i na dodatek ma kontakt z czarownicą i wampirem. - Mężczyzna zgarbił się pod naciskiem mego spojrzenia.
- Wiesz coś na ich temat? - spytałem jadowicie.
- Niewiele.
- To znaczy?! - podniosłem głos, nie spuszczając Willa z wzroku.
- Wiem, że czarownica nazywa się Kinga Valdorw, a wampir Damian Raivick.
- To dowiedz się więcej. Chcę mieć tu ten wybryk natury. Żywy. Zrozumiano?!
- Tak Panie.
- A teraz wynoś się! - Wampir skłonił się i wyszedł, zamykając ogromne, ciężkie drzwi.
Westchnąłem siadając na ogromny złoty tron z wyrzeźbionym na oparciu wielkim nietoperzem. Poprawiłem koronę, która lekko się przekrzywiła. Przebiegłem wzrokiem po komnacie. Ściany z ciemnego kamienia, kolumny na których zawieszone były czerwone flagi przedstawiające czarnego nietoperza pod złotą koroną. Łukowate wejście na ogromny taras, które były przysłonięte grubymi, ciemnymi kotarami.
Wyciągnąłem z kieszeni zdjęcie nastolatki. Była piękna. Ciemne, długie włosy okalały bladą twarz. Niewielki, prosty nos, pełne różowe usta i oczy przypominające niebo. Już kiedyś je widziałem, siedemnaście lat temu u pewnej ślicznej blondynki. Do dzisiaj widzę jej twarz w sennych koszmarach. Wiem, że jej duch nie odszedł w zaświaty. Czasem wyczuwałem jej energię.
Muszę złapać to dziecko jak najszybciej. Tylko, że nie jestem pewny czy pozbawić ją życia, czy zmusić by dołączyła się do mnie. Miałem dużo spraw do przemyślenia związanych z tą dziewczyną.

 ~***~

      Wracając do domu przyjaciółki byłam całkowicie rozluźniona i gotowa do lekcji z Damianem.
Zostawiłam motor przed domem chowając kluczyki do kieszeni tak, że brelok z niej wystawał. Weszłam do środka czując moc czaru, do którego zdążyłam się przyzwyczaić. Z salonu słyszałam włączony telewizor. Kinga leżała na sofie z głową na kolanach Damiana, który odwrócił się do mnie w chwili kiedy weszłam do salonu.
- Nareszcie jesteś. Akurat na naszą lekcję. - uśmiechnęłam się do niego słodko.
- Jakbym mogła ją przegapić.
- U, jaki entuzjazm. - powiedziała czarownica siadając.
- Cóż, w końcu muszę poznać jedną część swojego pochodzenia. - Damian wstał posyłając Kyli czarujący uśmiech i spojrzenie pełne miłości. Podszedł do mnie, lekko mną popychając w stronę schodów.
- Racja, dlatego chodźmy do pokoju. Dzisiaj będzie historia wampirów. - bez słowa poszłam do pokoju, który zajmował Damian. Usiadłam na łóżku, przyglądając się wnętrzu pokoju.
Niewielki pokoik z jednym oknem po lewej stronie łóżka. Ściany pomalowane w odcieniu ecri. Dębowa szafa na ubrania stała naprzeciwko łóżka, a obok stała niewielka komoda z tego samego gatunku, na której stał trzydziesto dwu calowy telewizor. Na prawej ścianie przybite były półki z książkami. Natomiast nad łóżkiem wisiał wielki obraz przedstawiający wodospad w otoczeniu drzew, do którego zbliżały się dzikie zwierzęta aby się napoić.
Muszę stwierdzić, że jest tu całkiem uroczo.
Chłopak mojej przyjaciółki usiadł na pufie naprzeciw mnie (hm... musiałam ją przeoczyć). Był bardzo skupiony i opanowany.
- Historia wampirów sięga ponad sto tysięcy lat... Chodzi legenda, która głosi, że jeden mężczyzna modlił się do Bogini Hekate aby dała mu siłę, której nikt nie posiada oraz nieśmiertelność.
Pewnej ciemnej nocy, gdzie jedynym źródłem światła był księżyc w pełni. Na środku polany przywołał Boginię. Dała mu to czego chciał, jednak karę jaką otrzymał od Bogini był wieczny głód, który może uspokoić tylko krew. Ostrzegła go też, aby nie wychodził za dnia, ponieważ promienie słoneczne mogą spalić jego ciało. Powiedziała mu również, że końcem jego nieśmiertelności może być wbicie drewnianego kołka prosto w serce. Potem Bogini Hekate rozpłynęła się, zostawiając swoje dziecko nocy. Zabijał wiele ludzi jak i również wielu przemienił. Chodzą słuchy, że pierwotny chodzi po ziemi, po dzisiejsze czasy. - słuchałam w skupieniu wchłaniając każde jego słowo. I nagle nasunęło mi się jedno pytanie.
- Czekaj ino. Mówisz, że wampira mogą zabić promienie słoneczne, ale Ciebie jakoś nie spaliło. - Wampir uśmiechnął się, wyciągając dłoń tak abym mogła zobaczyć jego szafirowy pierścień na serdecznym palcu.
- To dzięki niemu słońce mnie nie pali. Jest zaczarowany przez czarownicę. - zauważyłam jak posmutniał. - Była moją przyjaciółką. Minęło dziesięć lat mego wampirzego życia kiedy ją poznałem. Pierwszy raz spotkaliśmy się na wieczornej wystawie obrazów. Wyczuła kim jestem w chwili, kiedy znalazła się w tym samym pomieszczeniu co ja. Podeszła do mnie bez obaw. Miała dar. Dzięki jednemu spojrzeniu poznawała prawdziwe oblicze człowieka. Dlatego się mnie nie bała. Po dwóch miesiącach naszej znajomości zrobiła dla mnie ten pierścień. Dzięki niej mogłem oglądać wschód i zachód słońca... Tydzień później po naszym ostatnim spotkaniu chciałem ją odwiedzić. W tedy zobaczyłem jak garstka wampirów wyrwało jej serce. Widziałem jak jej niebieskie oczy patrzą na mnie pozbawione iskry życia. Nie mogłem się ujawnić bo by mnie z łatwością zabiły. Kiedy odeszli pochowałem ją jak królów... - Zamilkł. Widziałam na jego twarzy ból. - Proszę, wyjdź. Koniec lekcji.



Rozdział dedykuję Larie  za jej ciepłe słowa oraz za to jak strasznie czekała na niego. :D Mam nadzieję, że Ci się podoba.
Oczywiście chcę też znać opinię innych czytelników ;) Więc jak Wam się podoba?
Jeśli wykryjecie jakieś błędy to śmiało mi je wytknijcie, będę bardzo wdzięczna. :)
Pozdrawiam Was moi mili. :*

2013/09/01

Rozdział Ósmy

" Nauka nie buduje mostów nad przepaściami myśli, lecz po prostu stoi jako tablica ostrzegawcza."
~ Karl Kraus




   Siedziałam na łóżku Kingi ( a raczej Kyli ), ubrana w swoją piżamę. Odkąd zaczęłyśmy nocować u siebie, postanowiłyśmy, że każda zostawi swoją parę w domu przyjaciółki. Dopiero teraz zauważyłam, że był to całkiem nie zły pomysł, patrząc na obecne okoliczności.
Straciłam dom, a wraz z nim wszystkie swoje rzeczy. Mój wspaniały chłopak został zamordowany, z rodziców została wyssana cała krew a ciała zostały spalone w pożarze.
Dowiedziałam się, że jestem czarownicą i wampirzycą, a moja najlepsza przyjaciółka jest czarownicą. Mój ojciec to najpotężniejszy wampir na świecie, w dodatku zły do szpiku kości.
Czy mogło być jeszcze coś gorszego?
Oczywiście, że tak.
Rebelianci wieżą, że pokonam całe te zło, lecz ja nie potrafię używać swojej mocy i nie jestem najlepsza w sztuce walki. Niepotrzebnie żywią wobec mnie nadzieję.
- Jak się czujesz? - spytała przyjaciółka wyrywając mnie z rozmyślań.
- Okropnie. Wiesz próbuję przełknąć wszystkie te informacje i dostosować się do nowej sytuacji.
- Nie martw się, my ci we wszystkim pomożemy. Możesz na nas liczyć. A moja babcia jest naprawdę dobrą czarownicą. Dawniej w naszym plemieniu była najlepszą nauczycielką magi...
- Powiedz mi, czy nasza przyjaźń była zaplanowana? - wtrąciłam się w monolog Kingi. - Chodzi mi o to, czy wiedziałaś od samego początku kim naprawdę jestem, albo czy twoja rodzina wiedziała?
- Nie wiedziałam. Babcia zaczynała coś podejrzewać ale dopiero wtedy kiedy pierwszy raz Cię ujrzała. - Dobrze pamiętam to spotkanie. Miałam w tedy nocować u Kingi. Pierwszy raz byłam w jej domu. Kiedy przekroczyłam próg poczułam coś dziwnego, jakby wielki podmuch wiatru, który chciał mnie wyrzucić z domu lecz nie mógł tego zrobić. Kiedy weszłam do salonu pani Helia stanęła na równe nogi bacznie lustrując mnie wzrokiem. Stałam tak nie wiedząc  co robić. Na szczęście Kinga odezwała się przedstawiając mnie, potem pociągnęła mnie w stronę pokoju.
- Więc ten podmuch, który w tedy poczułam...
- To były czary. Babcia dla lepszego bezpieczeństwa zaczarowała dom by wpuszczał do środka tylko te osoby, które nie mają złych intencji. Siłę tego czaru mogą tylko poczuć czarodzieje oraz wampiry, zwykli ludzie nic nie poczują jeśli nie mają złych intencji... W przeciwnym razie zostaną zdmuchnięci. - Czarownica wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
- Yhym... rozumiem. A Damian, jak go naprawdę poznałaś?
- Eh. Sam przyszedł do mojego domu. Kiedy otwarłam drzwi od razu poznałam, że jest wampirem. Im dłużej na niego patrzyłam czułam w środku, że mogę mu zaufać. Bo wiesz, mam bardzo dobrą intuicję, jeszcze nigdy mnie nie zawiodła. I tym razem też się nie myliłam. Przekonałam babcię, że można mu zaufać. Od tego czasu coś między nami zaiskrzyło. - uśmiechnęła się, a na jej policzkach wystąpił purpurowy rumieniec. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Dobrze. Teraz chciałabym poznać Twoją historię.
- Okej. Zacznę od tego, że nazywam się Kyla Centric. Jak już wiesz jestem czarownicą i pochodzę z Plemienia Szeptu. Moja moc jest związana z żywiołem powietrza. Urodziłam się w tym mieście ponieważ plemię, gdzie mieszkali moi rodzice zostało spalone. W tedy zginął mój tata, mama umarła tuż po moich narodzinach i od tego czasu opiekuje się mną babcia Helia, ale Ty o tym wiesz. Uczyła mnie jak panować nad mocą i całej historii naszego świata. Resztę historii znasz. - Przyjaciółka ziewnęła zarażają mnie. - Radzę nam iść spać. Jutrzejszy dzień będzie męczący, a w szczególności dla Ciebie. - Kiwnęłam głową na zgodę. Nie wiem czemu ale strasznie denerwowałam się jutrzejszymi lekcjami. Nie chciałabym zawieść starszej kobiety jak i Damiana. Postanowiłam, że nie poddam się dopuki nie spróbuję.

~***~ 

   Z samego rana stałam w ogrodzie za domem Kingi. Czubkami palców u nóg czułam zimną rosę. Miałam ubrane czarne sandałki, białe szorty oraz czarną, luźną bluzkę na grubych ramiączkach. Ubrania były pożyczone od Kyli.
Rozejrzałam się po ogrodzie. Pod domem były małe grządki z różnymi ziołami, gdzie nie gdzie stały duże i potężne drzewa z jabłkami oraz gruszkami. Po obu stronach działki pod płotem rosło dużo pięknych kwiatów, które przykuwały wzrok.
- Dużo tu kwiatów przypominających kielichy. - kobieta uśmiechnęła się kiwiąc głową.
- Tak. Uwielbiam kwiaty z rodzaju kielichowatych. Niby takie same, a różnią się od siebie i to nie tylko nazwą, kolorem i zapachem. - kiwnęłam głową na zgodę. - Może zaczniemy Twoją naukę?
- Tak, oczywiście. - Szłyśmy w stronę najmniej zarośniętej części ogrodu. Starsza kobieta usiadła na ziemi klepiąc miejsce naprzeciwko siebie. Podeszłam i również usiadłam po turecku. Patrzyła na mnie jak nauczycielka, która pokłada wielkie nadzieje w najgorszego ucznia w klasie. Uśmiechnęłam się blado nie wiedząc co robić.
Pani Helia wyciągnęła białą, długą świecę wbijając ją delikatnie w ziemię.
- Chcę abyś spróbowała zapalić tę świecę. Z tego co mówił Damian, potrafisz panować nad płomieniami. Ja chcę Cię nauczyć byś je tworzyła z niczego. Musisz być skupiona, zajrzyj do wnętrza siebie i znajdź swój wewnętrzny płomień. Potem kiedy go znajdziesz, spróbuj wyobrazić sobie, że świeca się zapala.
- Dobrze. Postaram się. - Wzięłam wielki wdech i zamknęłam oczy, powoli wypuszczając powietrze z płuc. Wokół mnie panowała ciemność, mechanicznie wyostrzyły mi się zmysły.
Próbowałam odnaleść wewnętrzne światło, lecz moje starania spełzły do próżni, wielkiej czarnej dziury. I w tedy to ujrzałam, malutki płomyk jarzący się na samym końcu czarnej dziury. Najszybciej jak umiałam znalazłam się przed płomykiem. Poczułam ciepło i drzemiącą magię, która zaczęła wibrować, kiedy się zbliżyłam. Całą uwagę skupiłam na jednej wizji, jak zapalam świecę.
Po chwili powoli otworzyłam jedno oko. W zdumieniu aż opadła mi szczęka, a oczy się rozszerzyły. Widziałam jak płomyk świecy tańczy na wietrze. Pod naciskiem mojego wzroku płomień zwiększał się oraz malał. Uśmiechnęłam się a spojrzenie skierowałam na starą czarownicę. Na jej wyblakłych ustach zaigrał uśmiech.
- Nie spodziewałam się, że wyjdzie za pierwszym razem. Jestem mile zaskoczona. Teraz spróbuj wchłonąć w siebie płomień. - spojrzałam na nią z niedowierzaniem. - Nie przesłyszałaś się. Tym razem musisz się skupić na przyciąganiu. Wyobraź sobie, że jesteś magnesem a płomień jest metalem. - Kiwnęłam głową zamykając oczy. Skupiłam się, starając wchłonąć płomień świecy. Poczułam uderzenie gorąca, które rozeszło się po całym moim ciele, dodawając mi sił.
- Wow. - wyszeptałam otwierając oczy.
- Doskonale. Szybko się uczysz. Pamiętaj, że dobra czarownica to taka, która dużo ćwiczy. Możesz odpocząć. Wieczorem będzie Cię męczył Damian. - Kobieta uśmiechnęła się na własną wizję, która musiała ukazać się w jej głowie.


A jednak rozdział dodałam dzisiaj heh. :D
Mam nadzieję, że wam odpowiada.
Niestety więcej napisać nie mogę ponieważ muszę zejść z lapka. :/
Pozdrawiam i życzę miłej lektury oraz rozpoczęcia roku szkolnego. :)

2013/08/30

Rozdział Siódmy

"Miarą człowieka nie jest zachowanie w chwilach spokoju, lecz to, co czyni, gdy nadchodzi czas próby."
~ Martin Luther King



  Piętnaście minut później, przed domem stała policja oraz wozy strażackie. Dom był już prawie ugaszony. Zbliżając się do niego z Damianem, zauważyłam zniszczoną strukturę budynku. Wszystko było nadpalone i zwęglone. Szyby były wybite, w dachu była ogromna dziura. Przez otwarte drzwi widziałam jeszcze bardziej przygnębiający widok. Ściany były czarne, w zwęglonych schodach brakowało kilku schodków, obrazy wiszące na ścianach, znikły na zawsze. Jednym zdaniem dom nadaje się do zburzenia.
Podbiegłam do Kingi stojącej obok policjantów, których zdążyłam już poznać.
Przyjaciółka obróciła się do mnie. Widziałam w jej oczach smutek, który nie był udawany jak cała ta scena.
- Co się stało? Gdzie mama i tata? - Patrzyłam na nią z oczekiwaniem pomieszanym ze strachem.
- Był wybuch, kiedy wychodziłam od ciebie. Cały dom stanął w płomieniach. Twoi rodzice oni...oni nie zdążyli wybiec. Zadzwoniłam na policję i straż pożarną. - Znowu poczułam łzy na policzkach. Komisarz Will bacznie mi się przyglądał. Poczułam ciarki na plecach. Coś mi się w tym facecie nie podoba, nie wiedziałam jeszcze co to jest, wiem tylko, że.nie powinnam mu ufać.
- Nic lepszego nie mogłaś zrobić... - urwałam, ponieważ zauważyłam ludzi wiozących na wózkach czarne płachty pod, którymi leżały ciała. Ciała moich rodziców, a przynajmniej i resztki. Chciałam podbiec, lecz nie mogłam, Damian trzymał mnie za ręce, na dodatek wspomagał się wampirzą siłą.
Uspokoiłam się. Uścisk zelżał.
- Gdzie pani była podczas pożaru? - spytał Trevor.
- Biegałam.
- Jest ktoś, kto mógłby to potwierdzić?
- Tak, ja. Razem biegaliśmy. - odezwał się Damian pewnym głosem.
- Około której mogło to być godzinie?
- Jakoś dwie godziny temu zaczęliśmy. - Wampir był spokojny i opanowany. Patrzył prosto w oczy komisarza. Wiedziałam, że używa wpływu.
Trevor pokiwał głową, zapisując coś w notesie.
- Dobrze. Będziemy w kontakcie. - odszedł do samochodu, gdzie czekał na niego komisarz Will.
Straż ugasiła całkowicie płomienie. Karetka zabrała ciała zostawiając w moim sercu wielką pustkę. Wszystko wokół ucichło. Staliśmy tylko we trójkę w ciszy, przyglądając się ruinie mojego domu.
- Chodź, będziesz dzisiaj nocowała u mnie. Wszystko Ci na spokojnie wytłumaczymy. - Odezwała się moja przyjaciółka. Objęła mnie, delikatnie popychając do przodu.

~***~

  Siedziałam w niewielkim salonie. Ściany były w odcieniu jasnego brązu, wisiały na nich zdjęcia rodziny, kwiaty, oraz obrazy, które zostały namalowane przez babcię Kingi. Były piękne. Przedstawiały różne pejzaże, dwa obrazy najbardziej mnie zaciekawiły. Na jednym był przedstawiony piękny zamek w świetle słońca, otoczony murami z kamienia. Do zamku wchodziło się przez ogromną bramę, którą zabezpieczał zwodzony most.. Kamienny zamek otaczała fosa. Posiadał cztery mniejsze wierze obserwacyjne i jedną główną wierzę.
Drugi obraz ukazywał ten sam zamek, tylko był przykryty osłoną mroku. Przerażał swoją krasą każdego. Niebo było zachmurzone, burzowymi chmurami. Przeszły mnie ciarki. Odwróciłam wzrok od obrazu.
Do pomieszczenia weszli Kinga, Damian oraz starsza pani Helia. Kobieta podała mi kubek z gorącą herbatą a na szklany stolik położyła talerzyk z babeczkami.
- Proszę, częstuj się. - Uśmiechnęła się do mnie. - Przykro mi z powodu Diany i Teodora oraz Piotra. Nie wyobrażam sobie co musisz przechodzić. I na dodatek dowiedziałaś się kim naprawdę jesteś. - W jej oczach dostrzegłam szczerość pomieszaną ze smutkiem i podziwem. - Cieszę się, że poznałam kogoś ze szlacheckiego rodu Defenderów. Najpotężniejszy ród czarodziejów władający ogniem.
- Babciu, proszę, ona praktycznie o niczym nie wie. Wie tylko, że jest pół wampirem pół czarownicą, że nazywa się Azara Defender. Jej trzeba wszystko od podstaw wytłumaczyć.
- Dobrze... Zacznę od tego, że na świecie pełnym ludzi mieszkają również czarodzieje i wampiry. Każdy czarodziej zalicza się do jednego z czterech plemion. Plemię Szeptu, Plemię Dębu, Plemię Łez oraz Plemię Iskier. Ja i Kyla należymy do Plemienia Szeptu, ty z kolei do Plemienia Iskier. Każde plemię charakteryzuje się mocą danego żywiołu. Plemię Szeptu - powietrzem, Plemię Dębu - ziemią, Plemię Łez - wodą a Plemię Iskier - ogniem. Potrafimy z niczego przywołać swój żywioł.
Jeśli chodzi o wampiry, to są to dzieci nocy. Zabójcze istoty żywiące się ludzką krwią. Potrafią zabijać z zimną krwią. Nie znają litości i nie żywią żadnych uczuć, poza pragnieniem zabijania. Chodź znajdą się wyjątki. - Spojrzała na Damiana z lekkim uśmiechem. Chłopak wzruszył tylko ramionami. - Kiedyś poruszali się tylko pod osłoną nocy, lecz od kilku lat dzięki czarom potrafią poruszać się za dnia.
Od zarania dziejów żyli w zgodzie z czarownicami, ale od siedemnastu lat, kiedy władzę zdobył pewien wampir wszystko się zmieniło. Ci, którzy nie byli mu posłuszni pozbawiał ich cennego daru. Daru życia. W tedy wiele czarownic i wampirów zginęło, a pozostali przyłączyli się do szeregów zła. Jednak znalazło się niewielu śmiałków, którzy postanowili ukryć się wśród ludzi. Niektórzy zmieniali imiona i nazwiska, dla lepszego bezpieczeństwa. W duchu wierzyli, że kiedyś wszystko wróci do dawnego porządku, dzięki najpotężniejszej istocie, która gdzieś na tej planecie żyje. - Starszej kobiecie rozbłysły oczy. Domyśliłam się o kogo może jej chodzić.
- Że niby ja jestem tą istotą?
- Ależ oczywiście. Posiadasz cechy należące do dwóch różnych gatunków. Masz w sobie siłę wampira, szybkość oraz wyostrzone zmysły, cechą należącą do czarownicy jest drzemiąca w tobie magia i to potężna, również dzięki genom czarodziei możesz poruszać się za dnia przy czym promienie słoneczne nie palą twojej skóry. Dzięki tobie nastanie spokój. Jesteś światłem w całym tym mroku. Iskrą nadziei wielu istnień. - spojrzałam na przyjaciółkę z myślą, że to wszystko to jeden wielki dowcip. Wyraz jej twarzy mówił mi co innego. Była poważna. Nigdy wcześniej nie widziałam żeby Kinga była tak poważna. Zawsze widziałam ją wyluzowaną, nie przejmującą się niczym. Wesoła i szalona imprezowiczka. Powoli docierało do mnie, że ten cały koszmar to okropna rzeczywistość.
- I co teraz? - Spytałam nie wiedząc co powiedzieć.
- Zaczniemy od nauki posługiwania się magią. - Powiedział pani Helia.
- Oraz wampirologi. - Dodał Damian. - Nauczę Cię walki i samoobrony.




Nareszcie !!! :D 
Wreszcie mogłam dodać kolejny rozdział. :) Długo wyczekiwany przez Was. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. ^.^
Następny rozdział dodam po weekendzie, ponieważ jestem kilka rozdziałów do przodu. =)
Również zmieniłam szablon bloga co bardzo dziękuję Arianie. :) Szablon jest śliczny, idealnie pasuje do bloga. :-]
Mam jeszcze jedną sprawę, obecna nazwa mojego profilu nie pasuje już do mnie, a nie wiem na jaką ją zmienić. Macie może jakieś propozycje? Będę bardzo wdzięczna.
Pozdrawiam moich czytelników. :*

2013/08/01

Rozdział Szósty

"Nie bój się tego, co nowe - chociaż Ci miły spokój."
~ Tytus Carus Lukrecjusz.



    Szliśmy w ciszy. Zastanawiałam się co powiedzieć mamie. Wiedziałam, że powinnam ją przeprosić. Nie powinnam była się tak zachować. Powinnam także przeprosić Kingę i ją wysłuchać. Mam nadzieje, że Kinga będzie chciała ze mną rozmawiać.
Kiedy dochodziliśmy do domu czułam się dziwnie. Nie mam pojęcia jak to uczucie nazwać. Strach? Panika? Poczucie winy? Wszystkie naraz naparły na mnie z siłą. Czułam również, że nie powinnam wchodzić do domu.
Spojrzałam na Damiana. Jego postawa się zmieniła, stał się bardziej ostrożny. Rozglądał się we wszystkie strony i nastawiał uszu.
Nagle drzwi mojego domu otwarły się z hukiem. Wybiegło trzech wampirów. Syczeli i powarkiwali ukazując białe kły. Nadal mnie to zachwycało ale coraz bardziej przerażało. Mimo małej wielkości mogły zrobić bardzo dużą krzywdę.
Stanęłam jak wryta, sparaliżowana strachem. Damian stanął przede mną osłaniając swoim ciałem. Całą uwagę skoncentrował na mężczyznach.
Jeden z nich skoczył w naszą stronę. Odruchowo się cofnęłam. Chłopak mojej przyjaciółki nadal stał skupiony. Poruszył się dopiero kiedy napastnik znalazł się kilka kroków od niego. Szybko się z nim rozprawił. Reszta wampirów wściekła się. Rzucili się prosto na Damiana, ja w tym czasie biegłam do domu. Nikt na mnie nie zwracał uwagi.
Zamknęłam za sobą drzwi. W domu było cicho i ciemno. Ostrożnie stawiałam nogi. Wchodząc do kuchni widziałam ciało Kingi. Kucnęłam obok tak, że mogłam zmierzyć jej puls. Żyła. Westchnęłam z ulgą.
Przeszukałam inne pomieszczenia. Wchodząc do salonu widziałam tatę leżącego na sofie. Podeszłam bliżej.  Dopiero wtedy zauważyłam, że jest strasznie blady. Przyjrzałam mu się. Na szyi zobaczyłam dwie małe dziurki. Były zaczerwienione i bardzo widoczne. Z przerażenia chwyciłam jego rękę, była zimna. Nie wyczułam pulsu. Nagle w oczach stanęły mi łzy, niektóre spłynęły po policzkach.
Usłyszałam ciche jęknięcie. Obróciłam się gwałtownie. Na podłodze leżała moja mama. Na jej szyi też były ukłucia. Jeszcze krwawiły. Podbiegłam do niej. Widziałam jak traci siły. Wzięłam jej głowę na kolana, poprawiając krótkie brązowe włosy. W jej zielonych oczach widziałam smutek, żal i miłość. Ścisnęło mi serce. Nie chciałam żeby odeszła. Nie teraz. Nie po naszej kłótni.
- Przepraszam. Ja nie chciałam. - wyszeptałam.
- Wiem... To ja powinnam była Ci powiedzieć... już dawno temu... - jej głos był cichy i przerywany. Pozbawiony swojej dotychczasowej siły. - Nie powinnam była tego zataić, ale w tedy... myślałam, że będziesz bezpieczna... myliłam się...
- Cii... Nie jestem Ci tego za złe.
- Cieszę się. Ale pamiętaj o swoim przeznaczeniu... Zaufaj ludziom, którzy Cię otaczają... Doceń ich miłość... - Potrząsnęłam tylko głową. Nie potrafiłam wydobyć dźwięku z gardła. - Jesteś podobna do Isztar i  do Dymitra. Dwa przeciwieństwa w jednej małej osóbce. - Uśmiechnęła się smutno. - Pamiętaj kim naprawdę jesteś i zaakceptuj samą siebie... - czułam jak słabnie. Wiedziałam, że stracę kolejne bliskie mi osoby. Szlochałam. - Nie płacz i pamiętaj, że zawsze będę przy tobie, tak jak  twoja prawdziwa mama. Nie zapomnij o tym...- Zwykły człowiek mógłby nie usłyszeć jej ostatnich słów, lecz nie ja.  Nie z moimi korzeniami.
Poczułam ostatnie tchnienie a potem ciężar sztywnego ciała. Przytuliłam ją mocniej, plamiąc jej zimną twarz łzami. Cała się trzęsłam.
Starałam się trochę uspokoić. Usłyszałam czyjeś kroki na piętrze. Wyostrzyłam zmysły.
Ostrożnie położyłam głowę Diany wstając. Postanowiłam kierować się instynktem. Idąc w stronę schodów słyszałam jak włamywacz zmierza ku schodom. Stanęłam, czekając aż mym oczom ukarze się kolejny potwór. Kroki było słychać już na schodach. Po chwili ukazał się wysoki mężczyzna z krótkimi brązowymi włosami. Od razu mnie zauważył. Uśmiechnął się. Powoli zaczął zbliżać się do mnie. Wyciągnął rękę, lekko dotykając mojego policzka.
- No no no. Nie przypuszczałem, że jesteś taka piękna. Ale cóż skoro masz geny wampira to nie ma się czego dziwić. - Strzepnęłam jego rękę. Nie przejął się tym. Obszedł mnie, przyglądając się uważnie. - Szkoda takiej ładnej dziewczyny. - Zmrużyłam oczy. Chciałam go uciszyć. Energicznie odwróciłam się w jego stronę.
- Zamknij się. - wysyczałam przez zęby. Usłyszałam jego gorzki śmiech.
- Grozisz mi? Śmieszna jesteś. Co niby mogłabyś mi zrobić?
- Zdziwiłbyś się. - Spoważniał. Widziałam jak jego mięśnie się naprężają. Wiedziałam, że zaraz zaatakuje. Kiedy zmierzał prosto na mnie poczułam w dłoniach ciepło. Zauważyłam w jego oczach zdziwienie zmieszane z odrobiną strachu. Spojrzałam na swoje dłonie. Wokół nich uformowały się złote kule. Cisnęłam nimi w wampira. Kiedy go dotknęły zaczął wrzeszczeć, a na jego piersi ukazał się płomień. Intensywnie skupiłam na nim wzrok, przypominając sobie zdarzenie w lesie. Tak jak przypuszczałam płomień zaczął się powiększać pochłaniając całe ciało.
Usłyszałam huk wyważonych drzwi. W progu stanął Damian. Jego oczy się rozszerzyły. Wampir pomału obracał się w pył, aż po chwili całkiem zniknął. Z kuchni usłyszałam jęk. Damian też musiał go usłyszeć, bo z prędkością wampira znalazł się w kuchni. Objął Kingę czułem gestem. Patrzył na nią z miłością, ona na niego również. Po chwili dostrzegła mnie. Widziałam smutek w jej zielonych oczach.
- Tak mi przykro. - Wyszeptała, łapiąc się za głowę. Podeszłam do niej ostrożnie tuląc ją do siebie.
- Wiem. Próbowałaś ich bronić, po prostu zaskoczyli Cię.
- Dziewczyny nie chcę was poganiać, ale powinniśmy się z tąd wynosić. Ogień się rozprzestrzenia. - Teraz zauważyłam, że cały dom stanął w płomieniach. Szybko wybiegliśmy z domu. Stałam  w oddali przyglądając się resztkom swojego rodzinnego domu. Czułam jak po policzkach spływają mi łzy. Kinga położyła mi rękę na ramieniu, dodając mi otuchy. Odwróciłam się do nich. - Co teraz zrobimy?
- Po wampirach nie będzie śladu, tylko po Dianie i Teodorze. Kinga zadzwoni na policję i na nich zaczeka. My w tym czasie będziemy wracali z joggingu.



Skończyłam pisać szósty rozdział. :D Nie wiem kiedy pojawi się następny ponieważ na cały miesiąc wyjeżdżam do babci. Niestety nie będę  miała dostępu do neta. :( Nie przestanę jednak pisać kolejnych rozdziałów. ;)
W każdym bądź razie widzimy się we wrześniu. :D
Pozdrawiam, Cherry

2013/07/26

Rozdział Piąty

" Lubię znać prawdę, nawet jeśli jest bolesna, sama przyznasz, że lepiej wiedzieć o sobie całą prawdę."
~ John Steinbeck


      Siedziałam na łóżku wpatrując się w Kingę. Nie miałam zielonego pojęcia o co mogło jej chodzić mówiąc: Musimy zachować ostrożność, a w szczególności Ty. Siedziała naprzeciwko mnie wpatrujac się we mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. W ogóle się nie poruszała. W końcu wydobyłam z siebie głos. - O co Ci chodzi mówiąc " A w szczególności Ty"? - palcami zrobiłam cudzysłów na te słowa, które wymówiła przyjaciółka. Nie odezwała się. Chciałam złapać jej wzrok, który starannie unikał mojego kontaktu. Nie wytrzymałam. Z zadziwiającą szybkością wstałam z łóżka. Zaczęłam przechadzać się po pokoju.
Tym razem nie pozwolę jej zwlekać. Musi mi to powiedzieć dzisiaj, teraz, a nie w tedy kiedy ona uzna odpowiedni moment.
Stanęłam naprzeciwko niej, pochylając się by nasze oczy były na tej samej wysokości. W końcu nasze spojrzenia się spotkały. Nie pozwoliłam jej tym razem odwrócić wzroku. Bez mrugnięcia patrzyłam na nią mówiąc. - Powiedz mi co przede mną ukrywasz. Teraz. Natychmiast. - w moim głosie wyczuwało się rozkaz. Kinga siedziała nieruchomo patrząc mi w oczy. Jej ciało zdawało się być sztywne.
- Prawdę o Twoim pochodzeniu. - Wypowiedziała jakby w transie. Nie zwracałam na to uwagi. Musiałam się dowiedzieć.
- Jaką prawdę?
- To, że nie jesteś człowiekiem.
- W takim razie kim?
- Pół wampirem pół czarownicą. - z szoku zamrugałam oczami. Odsunęłam się od Kingi, która wyglądała normalnie poza rozwścieczoną twarz a.
- Użyłaś na mnie wpływu!
- Co takiego? Czego użyłam?
- Wpływu. Każdy wampir to potrafi. - Wyraz jej twarzy złagodniał. - Przepraszam. Nie powinnam była tak wybuchnąć. Skąd mogłaś wiedzieć, że potrafisz coś takiego. - przyjaciółka westchnęła. - Przynajmniej znasz prawdę. Jeśli mi nie wierzysz to spytaj panią Dianę Hold.
- Żebyś wiedziała. - szybko zbiegłam ze schodów. Mama była w kuchni, robiła kolację. Stanęłam w drzwiach. - Mamo, to prawda, że jestem w połowie czarownicą i w połowie wampirem? - Na to pytanie mama zachłystnęła się powietrzem.
- Co Ty wygadujesz? Za dużo filmów oglądasz.
- Powiedz prawdę.
- Ależ kochanie... Eh, dobrze. Powiem Ci. - Usiadłam przy stole a naprzeciw mnie usiadła mama. Patrzyłam na nią z uwagą. Była smutna, ale nie z powodu śmierci Piotrka. Ten smutek spowodowany został przez stare wspomnienia.  - Siedemnaście lat temu w dalekich krajach wydarzyło się coś strasznego. Pewien zły wampir doszedł do władzy i to po trupach. Dosłownie. Zabijał ludzi oraz czarodziejów i czarownice. Twoją prawdziwą matką jest czarownica, moją była przyjaciółka. Dzień po Twoich narodzinach dała mi Cię abym się Tobą opiekowała. Razem z Teodorem  uciekliśmy a Twoją matka próbowała go powstrzymać. Niestety zabił ją. Próbowała bronić Ciebie. Za Twoje życie poświęciła swoje. Najgorsze jest to, że to Twój ojciec zabił Isztar i próbował również Ciebie... Razem z Teodorem daliśmy Ci nowe imię i nasze nazwisko. Tak naprawdę nazywasz się Azara Defender. Jesteś czarownicą żywiołu Ognia i z plemienia Iskier.
- Dość! Nie chcę tego słuchać. To są kłamstwa. - Łzy spływały mi po policzkach. Wstałam z krzesła. Mam już tego dość!
- Azara grozi Ci niebezpieczeństwo. Twój ojciec chce Cię zabić.
- Nie nazywam się Azara! - wybiegłam z domu. Biegłam przed siebie, Nie mogłam w to uwierzyć. Nie chciałam. Jestem zwyczajną nastolatką.
Ominęłam drzewo, nie wiedząc kiedy znalazłam się w lesie. Nie przestawałam biec. Miałam dobrą kondycję ponieważ co kilka dni uprawiałam jogging.
W głowie nadal rozbrzmiewały mi słowa " Tak naprawdę nazywasz się Azara Defender. Jesteś czarownicą żywiołu Ognia i z plemienia Iskier. " "Pół wampir pół czarownica." " Użyłaś na mnie wpływu."
Moje życie wywróciło się do góry nogami. I to dosłownie. Wisiałam głową w dół na jakiejś linie związanej do drzewa.
W moją stronę zbliżało się dwóch mężczyzn. Ubrani byli w czarne mundury. Obaj mieli brązowe włosy i jasną skórę. Jeden z nich miał brązowe oczy natomiast drugi w odcieniu miodu. Przystojni byli. Stanęli na przeciw mnie. Ich oczy przesuwały się po moim ciele. przeszły mnie ciarki. Na ich twarzach igrał uśmiech zwycięstwa.
- Król będzie zadowolony.
- Może nawet dostaniemy nagrodę za jej schwytanie.
- Nie liczyłbym na to. - usłyszałam znajomy głos, za mężczyznami dostrzegłam Damiana. Usłyszałam warknięcie ze strony jednego faceta. Obrócił się do Damiana, przyjmując pozę do skoku. Usta uniosły się w wrogim uśmiechu. Dostrzegłam ostre kły. Widok był fascynujący i zarazem przerażający. Damian również przyjął pozycję do skoku. Wpatrywali się w siebie przez chwilę. Nagle napastnik skoczył a za nim chłopak mojej przyjaciółki. Dwaj faceci zderzyli się w powietrzu. Widziałam wymierzane ciosy i kopniaki, nawet obcy mężczyzna spróbował użyć swoich kłów. Nie udało mu się, Damian chwycił jego głowę i obrócił ją o sto osiemdziesiąt stopni. Wampir padł na ziemię.
W tym czasie drugi wampir patrzył na mnie jak na przekąskę. Ze strachu zaczęłam się wierzgać, próbując się uwolnić. W jego oczach widziałam podniecenie. Zbliżał się do mojej szyi. Chwyciłam go za głowę. Niestety był silniejszy. Postanowiłam jednak się nie poddawać. Usłyszałam krzyk potwora. Zauważyłam, że spomiędzy moich palców świeci złote światło.  Wampir odsunął się ode mnie. Widziałam na jego twarzy oparzenia. Wściekły facet przygotował się do ataku, tylko Damian w odpowiednim czasie znalazł się przy nim skręcając mu kark.
Damian spojrzał na mnie uśmiechając się. Podszedł, objął i uwolnił mnie z liny. Byłam w jego ramionach, bezpieczna. Przez koszulkę czułam jego silne mięśnie.
- Nic Ci nie jest?
- Nie, wszystko w porządku. Co to było? - Drżałam. Nie miałam pojęcia co się przed chwilą wydarzyło. Byłam wystraszona i poddenerwowana.
- To były wampiry. Muszę jeszcze je spalić bo inaczej się "obudzą". - Ostrożnie postawił mnie na ziemię. Patrzyłam w jego błękitne oczy.
- Nie o nich mi chodziło. Co to za światło, które wydobywało się z moich palców?
- To była twoja moc. Jesteś czarownicą.
- A Ty wampirem?
- Tak. Zaczekaj chwilkę, muszę się nimi zająć. - wyciągnął zapałki. Ostrożnie podpalał nieruchome ciała, które szybko zajęły się ogniem. Stałam nieruchomo wpatrzona jak płomienie pochłaniają każdą komórkę ciała. Nie zwracałam na nic uwagi, całkowicie skupiona na płomieniach. Ogień zdawał się zwiększać z każdą sekundą kiedy na niego patrzyłam.
Dotyk na ramieniu wybudził mnie z tego transu. Spojrzałam na stojącego obok mnie
Damiana. Fakt, że jest wampirem jakoś mnie nie przeraził. Sama nie wiedziałam dlaczego. Po prostu czułam, że mogę mu zaufać.
Uśmiechnęłam się on również. Objął mnie przyjacielskim gestem.
- Chodźmy stąd. Nic tu po nas.  Zaprowadzę Cię do domu. - Nie protestowałam. Dałam mu się prowadzić. Byłam zmęczona. Chciałam się położyć i zapomnieć o wszystkim.



Hmm... Nie spodziewałam się, że dzisiaj opublikuję ten rozdział. Szczerze nie wiedziałam kiedy go skończę pisać. Nie potrafiłam wymyślić zakończenia, ale na szczęście wczoraj wieczorem wróciła mi wena i oto jest Piąty Rozdział. :D
Jeśli zauważycie jakieś błędy to powiedzcie mi ja je poprawię. Będę bardzo wdzięczna. :)
Pozdrawiam ciepło. :*